top of page

Bajkoterapia, świat płynących słów i łez straconych dni

Bajkoterapia całkowicie szczerze, jest jedną z moich ulubionych metod terapeutycznych. Największy potencjał paradoksalnie przypisuję dorosłym, i dla dorosłych bajkoterapia niewątpliwie potrafiłaby być płynięciem po oceanie słów baśni, której drugie dno potrafi uświadomić, że prawie dotykamy w życiu dna oceanu.


Bawiąc się metaforą oceanu i jego dna, pójdę dalej, i rzucę myślą o kotwicy utkanej ze słów opowiadającego bajkę terapeutyczną. Możemy ją chwycić, a że w świecie nieograniczonej niczym fantazji jeden chwyt, i kolejne kilka wersów opowieści wyrzuca nas ponad poziom oceanu. Pod poziomem morza z kolei kryją się pragnienia utracone w trakcie dorastania, adaptacji do warunków otaczającego nas środowiska, rozwoju człowieka w cyklu życia i wszystkich ciężkich zadań rozwojowych. Często ogromne cierpienie na tej drodze, kiedy już jesteśmy dziurawi od traum i ich konsekwencji, doprowadzają do zapomnienia o utraconym świecie fantazjowania.


Kiedy bajkoterapię stosuje się wobec dzieci, ograniczone pole do manewru na pewno stwarza dopiero powstający język symboli, z nadanym mu znaczeniem semantycznym, nacechowaniem emocjonalnym osobistym, jak i przyjętym zbiorowo. Także nie mające tak zniekształconego obrazu swojego świata dziecko, pozbawione kumulacji bolesnych doświadczeń, wielu możliwych nawet nieświadome - może nie zrozumieć morału, czyli sedna tworzenia bajek terapeutycznych. Dlatego mam wrażenie, że dla samego dziecka praca z bajkoterapeutą jest względnie prosta i przyjemna kiedy to ono może puścić wodze fantazji. Dla dorosłej osoby potrafi stać się piekielnie trudnym jak upust krwi czy trepanacja czaszki, wyzwaniem. Często może zarysować się smutna bajka własnego życia, zwłaszcza kiedy optymizm to filtr przez który rzadko zdarza nam się patrzeć na świat. A gdyby uznać optymizm za taki filtr aparatu, którym jest nasz wzrok we współpracy z psyche, to optymizm pięknie zabliźni stare rany, które nie wytrzymały starcia z morałem. Da nam nowy opatrunek, i pozwoli z nieskazitelną bielą jaką ma sterylny, świeżo założony opatrunek, przejść do kolorowania bajki. Pojawiła się strona z obrazkiem, podczas czytania opowieści. Ktoś podsuwa nam całą paletę kolorów do naniesienia na niego. Może jeszcze boli ręka, ale chwila odpoczynku i narracja może być prowadzona dla przywrócenia potęgi dziecięcego fantazjowania, poprzez kolory, akt twórczy, nasze unikatowe kreowanie dalszej części baśni.


Wtedy dodatek “-terapia” dołączymy tylko kiedy będzie ku temu potrzeba, kiedy wartość bajkoterapii u dorosłych stanie się postrzegana jako tak skuteczna, że warta włączenia do kanonu tego, co dla dorosłych być może docelowo powinno być kierowane.


Czujesz się jak wiatr? Jak niespokojny duch, który cały czas szuka swojego miejsca? A może jak kamień lub cegła w ścianie, otoczona innymi cegłami? Może żyjesz w tłumie a jednak masz poczucie osamotnienia? Chcesz zrzucić z siebie ciężki dzień, tydzień albo rok? [...] Właśnie takie bajki tworzymy. O samotnej cegle, o poszukującym swego miejsca wietrze, o wystraszonym jeżu, które stale ochrania się ostrymi igłami, o cytrynie która chciała zostać Słońcem, o śmietniku który został skarbcem, i wiele, wiele innych.

Tak swoje warsztaty "Bajkoterapia dla dorosłych" opisał Michał Gołąb, a odbyły się one w 2022.


Jeżeli ten tekst rzucił inne światło dla Ciebie na bajkoterapię, zachęcam do próbowania pisania własnych bajek terapeutycznych. Najlepiej autoterapeutycznych, chociaż ten pułap wydaje się być obarczony marginesem mniej lub bardziej świadomego podkoloryzowania jej. Może da się z tym też uporać. Samo napisanie baśni bez głębszego odnoszenia jej do siebie jest podobno najlepszym odzwierciedleniem takiej autoterapii, wyzwolonej od autosugestii.


~ Cezary



31 wyświetleń1 komentarz

Powiązane posty

Zobacz wszystkie
bottom of page